W numerze 1/23 „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” ukazała się recenzja „Od strony ogrodu” Piotra Wojciechowskiego.
Mirka Łomnicka pisze tak:
Kiedy zobaczyłam książkę „Od strony ogrodu”, zdziwiłam się, że oto ukazał się zbiór esejów uprzednio drukowanych w „Kwartalniku Literackim Wyspa” i znów będzie problem z ich sprzedażą. No bo kto chce czytać felietony drukowane w kwartalniku literackim? Kiedy skończyłam czytać, moje odczucia zmieniły się diametralnie. Nie tylko nie jestem zdziwiona, ale zadowolona, a nawet odczuwam coś w rodzaju przyjemności intelektualnej. Nie dlatego że książkę przeczytałam, ale właśnie dlatego, że się ukazała. Że ktoś, a dokładnie dyrektorka Biblioteki Analiz miała odwagę, siłę i upór, aby ten tomik felietonów wydać. Felietonów, które w całej rozciągłości niszowe, kontrkulturowe, są zaprzeczeniem jakiegokolwiek mainstreamu. Czy to akt desperacji? Chyba nie do końca. Raczej wielkiej nadziei, że zostaną odkryte i trafią do nowych czytelników, którzy do tej pory nie mieli okazji przeczytać ich w „Wyspie”.
Otóż nowi czytelnicy! W tym jednym, skromnym tomiku czeka was wielka biesiada słowna. W każdym z 22 felietonów Piotr Wojciechowski poda wam inne danie. W jednym, „Pod peleryną wędrownego skryby” z 2017 roku, trafnie opisuje dolę artysty, którego coraz trudniej, jak pisze Wojciechowski, odróżnić od cwanego partacza. To pełnowymiarowy manifest współczesnego twórcy. Takich twórców Wojciechowski z naszej zagmatwanej rzeczywistości kulturowej wyłuskuje i sam będąc takim twórcą, uprawia, jak przyznaje, zawód wysokiego ryzyka. Pisze w sposób odbiegający zasadniczo od instagramowowych czy fejsbukowych opisów książek. Mało tego, komentuje takie nazwiska i tytuły, których w tych wymienionych mediach społecznościowych nie znajdziesz. Który bloger pisał o Marku Sołtysiku i jego ostatnich książkach jak „Legowisko szakala” czy o biografii „Romana Maciejewskiego”? Proszę o podpowiedzi, bo mnie nie udało się znaleźć. Jeden tytuł jest wymieniony na portalu Lubimyczytac.pl, ale ze znamienną wypowiedzią: „znakomita powieść, szkoda że niedoceniona”. A Wojciechowski książkę zauważył, przeczytał i napisał tak, że mam ochotę kupić i czytać. Można się z Wojciechowskim sprzeczać o jego opinie pozaksiążkowe, ale znawcą literackim jest doskonałym. A jego pełną tragicznego optymizmu opinię o stanie literatury i wniosek, że skoro jeszcze w radiowej Dwójce jest audycja o literaturze Iwony Smolki „Tygodnik literacki” – to znaczy, że nie upadła ona całkiem, można rozszerzyć o kolejny wniosek, że z polską krytyką literacką nie jest źle, skoro ukazał się zbiór „Od strony ogrodu”. Resztę wskazówek czytelniczych Wojciechowskiego pominę, aby nie odbierać czytelnikom przyjemności poznawania świata jeszcze nieodkrytego, czyli nieprzeczytanego.
W swoich felietonach wskazuje nie tylko na niespodzianki z polskiego rynku książki, ale często powraca do tytułów z literatury klasycznej, tworząc między nimi nowe hiperłącza. Tłumaczy nam kratofanie, o których pisze Mircea Eliade, wspominając monografię Piotra Matywieckiego o Julianie Tuwimie. O nazwiskach medialnie głośnych też wspomina, chwaląc Andrzeja Stasiuka i Jacka Dukaja. Warto podkreślić, że to właśnie u Wojciechowskiego wreszcie mogłam przeczytać o przedziwnej a uroczej książce, którą posiadam od wielu lat, ale nigdy nie słyszałam żadnych opinii o niej, bo jej absurdalność czyni ją nie gorszą od książek Mrożka, Lema i Gombrowicza razem wziętych, to „Wstęp do imagineskopii” Śledzia Otrembusa Podgrobelskiego, czyli Stanisława Moskala, o którym pisze Wojciechowski, że był tylko „znany elitom wewnętrznym (czyli tym, do których media nie mają dostępu)”… Elity wewnętrzne! Czyż nie piękne i znaczące to określenie? Warto do niej aspirować, choćby czytając Wojciechowskiego, który erudytą jest bez dwóch zdań. A sięgnąć po tę książkę też warto dlatego, że ucieszy ona oczy i duszę słowem, którego nigdzie więcej nie znajdziecie, szczególnie w Internecie.
Brak komentarzy
Możliwość komentowania jest wyłączona.