“W tej chwili jest katastrofalna sytuacja, bo zostaliśmy pogrążeni w cywilizacji opartej na wiedzy, technologii. Racjonalizm, konstrukcja stały się idolem. My to czcimy. W związku z tym, gdy bierzemy do ręki literaturę faktu, to traktujemy ją jak Pismo Święte. A literatura piękna, przez nowych mędrców zwana fikcjonalną, traktowana jest jak bajdy. Literatura faktu czytana jest przez ludzi, którym amputowano to wszystko, co może dać im literatura piękna i jej rozumienie, wniknięcie w intencje choćby Tomasza Manna, Márqueza, Schulza. Literaturę faktu czyta się dziś trochę jak pierwszą stronę pisma ‘Fakt’. Przez niedowład czytelnictwa literatura piękna jest źle czytana” – mówi Piotr Wojciechowski w rozmowie z Pawłem Dunin-Wąsowiczem dla Dwutygodnika.
“Spotykając Ukraińców w tramwajach, w porze, gdy masowo wracają ze swoich prac, o godzinie 20–21, mam wrażenie, że prowadzą życie wsobne, mieszkają na dalszych blokowiskach jak Tarchomin. A pana bohaterowie to są kręgi starointeligenckie, a nie słoiki, pracownicy korporacji” – zwraca uwagę Dunin-Wąsowicz.
A Piotr Wojciechowski odpowiada: “Ja tej metropolii nie lubię i nie muszę o niej pisać. Nie jestem autorem literatury faktu. W „Przebierańcach i przechodniach” opisałem Warszawę, którą akceptuję i którą lubię. Dwa lata mieszkałem na Pradze przy ulicy Wileńskiej, a właściwie Ciemno-Wileńskiej, bo miała odcinek dobrze oświetlony i źle oświetlony, bliżej Szwedzkiej. Zresztą u pani, która okazała się dawną damą dworu carskiego; osobiście znała i Rasputina, i Szalapina. Tak mnie los wystawił. Studiowałem dziennikarstwo w Pałacu Kultury, uczyli mnie partyjni spece od prasy i literatury oraz wspaniały reporter Krzysztof Kąkolewski, który był dobrze kamuflującym się przeciwnikiem władzy ludowej. A moja gospodyni z Wileńskiej, baronowa Sperberg, była matką właścicielki zakopiańskiego pensjonatu, która urzędowo została przymuszona do zapisania się do partii jako przewodnicząca zrzeszenia prywatnych właścicieli. Podesłała swojej mamie do Warszawy, jako pomoc domową, góralską dziewczynę, którą baronowa z nudów uczyła francuskiego. Wszystko tak się przedziwnie splatało”.
Laureat Nagrody Literackiej m.st. Warszawy dodaje: “Ważne są powiązania rodzinne. W życiu i wewnątrz powieści. Pan w ogóle o sprawy rodziny nie pyta! A dla mnie bardzo istotną sprawą jest wpływ historii na relacje między ludźmi. Między kochankami, między mężem a żoną, między pokoleniami. Na to, jak przemiany obyczajowe, technologiczne i polityczne zmieniają język rozmowy przy stole, obyczaj domowy, łóżkowy i tak dalej. Jeśli dziś spojrzy się na życie uwięzionych w garniturach pracowników korporacji, no to są to ludzie, których życie rodzinne jest zmiażdżone przez technologię ich pracy”.
Brak komentarzy
Możliwość komentowania jest wyłączona.